11:52

Warto czy nie? "Dlaczego w Paryżu dzieci nie grymaszą"

Warto czy nie? "Dlaczego w Paryżu dzieci nie grymaszą"

Warto czy nie? "Dlaczego w Paryżu dzieci nie grymaszą" - Dla mnie lektura obowiązkowa!

Jestem ogromnie szczęśliwa, że, będąc w ostatnim miesiącu ciąży, trafiłam na książkę Pameli Druckerman “W Paryżu dzieci nie grymaszą”. Dlaczego czuję, że po prostu muszę o tym napisać? A no dlatego, że (chyba) każda przyszła mama ma wizję jaką matka chce być, a jaką za wszelką cenę nigdy nie będzie. Mamy wpojone wzorce z naszych domów, imponują nam pewne zachowania, innymi gardzimy. Jest jakiś kanon postaw dobrze przyjmowanych i tych absolutnie niedopuszczalnych.
Każde dziecko jest inne. I każdy rodzic też. Ale negatywna opinia o zachowaniach dzieci w szkołach i przedszkolach wydawała mi się coraz bardziej słyszalna. Nie raz byłam świadkiem scen, wymuszeń, histerii w sklepie, w restauracji czy na ulicy ze strony dzieciaków. Oliwy do ognia dolewały programy, w których dzieci zawładnęły domem i terroryzowały rodziców. Nie dotrwałam, aby obejrzeć choćby jeden odcinek. W głowie mi się nie mieściło, że tak może być. A w ogóle musi? I czy kiedyś też tak było? Kolejnym jakimś totalnie strasznym, a często obserwowanym zjawiskiem są dzieci przyklejone do smartfonów czy tabletów. Nawiasem mówiąc nie wiem czy spotkaliście się z kampanią społeczną “Mama, tato, tablet”? Warta uwagi.
Ale czy to tylko wina dzieci czy ich opiekunów. Jak wychować normalne grzeczne i szczęśliwe dziecko? Da się? Sprawdziłam co znajduje się w poradnikach. Przebrnęłam przez pare z nich… i muszę przyznać, że w swym sztywnym, jakimś takim ukierunkowanym podejściem do kwestii wychowawczych, nie bardzo mnie przekonywały. Wszystko w nich wydawało mi się czarne albo białe i jednocześnie uniwersalne dla każdego dziecka. Czy każde dziecko można wkleić do tabelki?
To nie dla mnie. Szukałam dalej i autentycznie wpadłam w zachwyt czytając “W Paryżu dzieci nie grymaszą”.

Nie jest to typowy poradnik. Autorka (amerykanka) postanawia zamieszkać we Francji. Wzorce wychowania ma typowo amerykańskie. Rodzi dziecko i wychowuje je we francuskim społeczeństwie. W pewnym momencie zauważa różnice między postawami dzieci francuskich i jej własnym. Jej obserwacja nie dotyczy grupki pociech, ale wszystkich dzieci z jakimi ma styczność. Zaczyna prowadzić “śledztwo” jak to możliwe i gdzie jest haczyk w z pozoru zupełnie normalnym podejściu do wychowania Francuzów. Świetna narracja, barwnie przedstawione przykłady i konkretnie udokumentowane wyjaśnienia anormalnych dla niej zjawisk - np. posiadanie dziecka jedzącego warzywa. Opisuje wiele metod i trików, które wydały mi się trafne, oczywiste, słuszne i naturalne. W książce zachwyca filozofia “cadre” - ramy, w której dzieci wolne i szczęśliwe czują granicę tego co można a czego nie. Podkreślane jest to, jak ważne jest, by traktować dzieci (od pierwszego dnia) jak pełnoprawnych, rozumnych ludzi, którzy mają swoje potrzeby, oczekiwania. Trafia w dziesiątkę z moimi własnymi przekonaniami.

Polecam wszystkim rodzicom, bo... otwiera oczy.

Jakie jest wasze zdanie? Który sposób wychowania jest bliższe naszemu narodowi, amerykański czy może francuski?

06:26

Kontroluj domowy budżet!

Kontroluj domowy budżet!

Jak kontrolować budżet


W poprzednim poście (TUTAJ) miedzy innymi pisłam o marnorastwie. To co marnujemy ma swoją ukrytą, ale konkretną wartość. I kosztuje pieniądze, które, aby zarobić poświęciliśmy swój cenny czas. 

Dlatego tak niezwykle ważne jest, by przed zakupem czegokolwiek spróbować zamienić (zwizualizować) sobie cenę na roboczogodziny naszej pracy. Np. nowa bluzka, kupiona przypadkiem, za 79 PLN to zakładając płace 15PLN/h kosztuje w rzeczywistości prawie 5,5 godziny. Okazuje się, że zakup po przyjściu do domu nie pasuje do większości rzeczy, a może nie jest dokładnie tym czego szukaliśmy (ale przecież nic innego, lepszego nie było). Prawda jest taka, że ta bluzka leżąc w szafie rok czy 6 lat - to zmarnowany prawie 1 dzień naszej pracy. Coś kosztuje 20 minut, a inna rzecz tylko godzinę. Sumując wszystkie wydatki - te konieczne i zbędne sumuje się miesiąc naszych dochodów. Nawet nie poruszam kwestii kupowania na kartę kredytową, kupowania za pieniądze, które dopiero musimy zarobić... 

A co jeżeli, na domiar złego, sytuacja zmusza nas do wykonywania pracy nielubianej i trzeba sobie od czasu do czasu sprawić jakąś przyjemność... ? BINGO. To właśnie wtedy, te ciężko (bo wbrew temu co lubimy) zarobione pieniądze warto zagospodarować tak, by były z pożytkiem dla nas i bliskich. Ważne, aby rekompensata za pracę była autentyczną i prawdziwą przyjemnością, wartością. Część osób oczywiście może uznać, że zakupy ich cieszą najbardziej, kochają biegać po sklepach. OK, rozumiem. Ale kieruję ten tekst do osób, którzy w środku czują, że to nie tędy droga. Którzy chcą nabrać perspektywy, dystansu, spróbować coś zmienić i może zacząć budować dotąd nierealne marzenia.

DOMOWY BUDŻET

Idealnym początkiem do ograniczenia nieprzemyślanych zakupów jest zrobienie domowego budżetu i zaplanowanie wydatków. Istnieje wiele szkół jak to zrobić. Można mieć koperty z wyciągniętymi z konta pieniędzmi, zbierać paragony i wpisywać je do Excela, ale moim zdaniem najlepszym (sprawdzonym i wymagającym najmniej czasu) jest budżet z wykorzystaniem aplikacji na telefon. Kontrowersyjne? 

Tutaj można zapoznać się z rankingiem takich apek. 

Na początku nie wiedząc czy takie rozwiązanie sprawdzi się w moim przypadku (2 osoby zarabiające i kupujące muszą ustalić 1 wspólny budżet i "zaksięgować" każdy najmniejszy zakup) szukałam aplikacji, która będzie darmowa i możliwa do obsługi przez dwie niezależne osoby z jednym budżetem.

Wybraliśmy Goodbudget. Aplikacja i korzystanie z niej ma swoje plusy i minusy.

PLUSY
  • Darmowa.
  • Może być obsługiwana przez 2 osoby.
  • Bazuje na podzieleniu budżetu na max. 9 kategorii. Tworzymy koperty, które co miesiąc uzupełniamy przemyślaną kwotą. Wydatki dzielimy jak chcemy np. "zakupy spożywcze", "rachunki (media, czynsz, kredyt)", "benzyna", "ubrania i rzeczy", "apteka i chemia", "prezenty", "rozrywka".
  • Prosta w obsłudze.
  • Ma swoją witrynę na komputer.
  • Mamy świadomość jaka część wydatków jest wydawana na ubrania, a jaka np. na jedzenie (można się zdziwić).
  • Na początku miesiąca decydujemy jaką realną część pieniędzy chcemy odłożyć, a resztą operujemy. Z miesiąca na miesiąc rośnie kwota odłożona.
MINUSY
  • Jest w języku angielskim (ale bazuje na paru słowach kluczach, więc z odrobiną dobrej woli, można się przyzwyczaić).
  • Trzeba być skrupulatnym i wpisywać dosłownie wszystko i zawsze, bo inaczej budżet "się rozjeżdża".
  • Mogą być trudności z oszacowaniem ile wydajemy pieniędzy na poszczególne kategorie. Nam zajęło to 2-3 miesiące.
  • Aplikacja "wie" jakimi pieniędzmi obracamy. To duży minus, ale możemy np. oszczędności przelewać na konto oszczędnościowe przed robieniem budżetu i operować tylko "pieniędzmi na życie". Jeżeli nie chcemy być inwigilowani, to pozostają chyba tylko koperty papierowe. Decyzja należy do Was.

Jaki jest efekt po prawie 11 miesiącach planowania z Goodbudget? Razem z mężem nauczyliśmy się kontrolować, dokładnie planować i oszczędzać pieniądze. Kwota miesięcznych oszczędności, mimo spadku dochodów (macierzyński 80%) i dodatkowych kosztów - nowy członek rodziny, wzrosła o mniej więcej 10%. Niesamowite, cieszące i dające satysfakcje. 

Oszczędności dają poczucie bezpieczeństwa i zapewniają spokój wewnętrzny.
Polecam każdemu.


11:56

Kilka zasad jak uprościć.

Kilka zasad jak uprościć.


Kilka zasad jak uprościć


Było trochę o samej koncepcji Leanu, teraz trochę o zasadach, a właściwie o zastosowaniu ich w codziennym życiu. Opisane przykłady i sytuacje nie zawsze mają realne odzwierciedlenie (niestety!) w dniu codziennym... ciągle popełniam błędy, ale przecież chodzi o to by z dnia na dzień były widoczne zmiany. Zasady i przyjęte reguły mogą być też dobrym sposobem do ćwiczenia nawyków i robienia sobie wyzwań.

Praca zespołowa i komunikacja.

Dom i dobre, wspólne w nim życie, leży w interesie wszystkich domowników i powinno być ich wspólnym celem. Zważając na różne charaktery, usposobienia współlokatorów, tworzenie zgranego zespołu nie jest łatwe. Dobrze znać swoje i bliskich oczekiwania oraz wspólnie ustalić reguły gry. O jakich zasadach mowa? O. Przykładem może być zasada, że każdy codziennie przez 10 min poświęca na sprzątniecie czegoś w domu - odkurzenie, poskładanie rzeczy, wytarcie blatów. Koniecznym jest ustalenie (wspólnie!) miejsca dla wszystkich rzeczy w domu ze zobowiązaniem odkładania ich zawsze na miejsce.
Nie ma możliwości stworzenia zespołu bez komunikacji. Nie wiem jak u Was, ale wieczory, kolacje i spacery najbardziej ku temu sprzyjają. Czasem trzeba znaleźć w sobie motywację... Czasem jest to poświęcenie, ale zawsze warto. Bo po co mamy się męczyć i próbować lub nie, spełniać niewypowiedziane oczekiwania, tłumić żale i roszczenia?

Efektywne wykorzystanie zasobów...

Oglądając filmy historyczne, zawsze uderza mnie obraz ludzi, którzy wyruszają w podróż z całym dobytkiem - jedną małą tekturową walizką. I to było normą. I to wystarczało. Dziś do przeprowadzki potrzebujemy firm transportowych i ciężarówek. Ale czy na prawdę korzystamy z tego co mamy? 
Zasoby materialne - rzeczy, przedmioty nie wykorzystywane są zawsze stratą i kosztem ukrytym. Zasoby ludzkie i czas - nasze predyspozycje, talenty, pasje, każdy dzień - nierozwinięte, nieubłaganie przeminą. Idealnie jest osiągnąć stan, kiedy wiemy dokładnie ile czego, po co i gdzie mamy. Jak chcemy się rozwijać i co osiągnąć. 
Zawsze prościej zacząć od tej sfery materialnej i zrozumieć, że im mniej rzeczy mamy tym łatwiej mieć nad nimi kontrolę. I może nie zaczynać od szukania efektywnego wykorzystania zasobów co zabrać się za...

... eliminowanie marnotrawstwa.

Marnotrawstwo to wszystko to co kupimy, a nie używamy i wyrzucamy. Albo magazynujemy marnując przestrzeń. To też nasz cenny czas, energia, uwaga. To zmagazynowane jedzenie. To bezsensowne działania. Wprowadzam kategorie, tego co najczęściej marnujemy.

RZECZY - ubrania kupione spontanicznie, zagubione w szafie, nieszanowane i zniszczone, gadżety które zachwycą na tydzień czy dwa, akcesoria kuchenne: kubki, bieżniki, ścierki, melaksery, garnki, deski, noże, ale też świeczki, perfumy, kosmetyki do ciała twarzy, stóp, środki czyszczące, długopisy, durnostojki... Co jeszcze powinno się tu znaleźć? 
Co robić by eliminować marnotrawstwo? Nie kupować na wyprzedażach, robić listy zakupów i trzymać się jej, nie spacerować po sklepach dla zabicia czasu. Przed zakupem 10 razy zastanowić się czy nie mam w domu czegoś podobnego albo jakiegoś substytutu tego produktu. Jest to bardzo bardzo trudne i wymaga wypracowania w nas nawyków, a o tym w innym poście.

JEDZENIE - kupione przy okazji bo tanio, bo dwa w cenie jednego, składniki użyte tylko do jednej potrawy, wszystko to co z lodówki i talerzy trafia do kosza. 
Co robić? Realizować zakupy z wcześniej przygotowanej listy, gospodarować jedzeniem tak by wykorzystywać wszystkie półprodukty i resztki. Jak uprościć to zadanie - to też jest temat na osobny post. I chyba nie jeden.

PRZESTREŃ - źle zaplanowane mieszkanie zmusza nas do pokonywania niepotrzebnych trudności, zbędnych ruchów. Brak funkcjonalności i przestrzeni wpływa na nasz nastrój, samopoczucie i chęć działania. 
Co zrobić? Najpierw w miarę możliwości trzeba usunąć maksymalną ilość z powierzchni blatów, półek, regałów, szafek i podłogi. To jest pierwszy krok. Następnie trzeba utrzymać ten stan. Zawsze.
O tym jak można dostosować, zagospodarować np. szafę, kuchnię będę pisać innym razem.

CZAS - zmarnowany (ten prywatny i zawodowy) poprzez zajmowanie się czynnościami, które nie dodają wartości naszej pracy, nie rozwijają nas lub nie dostarczają rozrywki. 
Miałam kiedyś nauczyciela, koło sześćdziesiątki, który przez większość swoich wykładów starał się wpoić swoim studentom, że najcenniejsze co mają to czas. Przeciętny człowiek żyje 25568 dni. 
Co robić? Nie traktować jak wroga - zagłuszając pustymi wypełniaczami i doceniać chwile. 
Temat chyba najbardziej filozoficzny i pisać można wiele, ale tu chcę tylko zaznaczyć, że jest on zasobem, który ulotny - potrafimy marnować na wiele sposobów.

NASZA ENERGIA, UWAGA, POTENCJAŁ - zmarnowana, zaprzepaszczona, jak zwał tak zwał. 
Co robić? Można narzucać sobie wyzwania... to może być poświęcenie konkretnego czasu (np. środy wieczór) na swoją pasję. Oddanie swojej całej uwagi drugiej osobie. Włożenie energii w pomoc komuś lub przygotowanie posiłku dla rodziny. 

Tematy są jak widać szalenie obszerne i zasługują na dalszą rozbudowę. Jakie jest Wasze zdanie? Może macie własne doświadczenia jak uprościć? Jakie kwestie pominęłam i czego nie wzięłam po uwagę? 


04:45

Jak to się zaczęło i zasady Lean na co dzień

Jak to się zaczęło i zasady Lean na co dzień
Myśląc o tym gdzie jestem teraz i mając znaleźć taki moment kiedy czułam, że minimalizm był moją potrzebą, przypominam sobie siebie mniej więcej w wieku 7-8 lat. Pamiętam, że lubiłam porządkować - wyrzucając wszystkie rzeczy z biurka czy szafy na środek pokoju i sortować je, grupować, układać wg jakiś reguł z powrotem na miejsca. Niestety zawsze z upływem czasu w biurku nie mogłam znaleźć cyrkla czy ekierki a skarpetka nie miała pary. I tak w kółko.

Na studiach po raz pierwszy zetknęłam się z pojęciem szczupłego zarządzania produkcją- Leanu. Ot temat, wydaje się na pierwszy rzut oka, kompletnie nie związany z tym o czym jest (będzie) ten blog. O Leanie powstało tysiące publikacji, wersji, interpretacji i stosowany jest w wielu sektorach. 
W ogromnym skrócie Lean to filozofia w której ciągle optymalizujemy, zwiększamy efektywność, eliminujemy straty i dążymy do ciągłego doskonalenia. Swymi korzeniami tkwi w Japonii (jakże by inaczej) i najczęściej omawiana jest przy produkcji. Zachwycona ideologią, poznane zasady Lean postanowiłam spróbować przełożyć na życie prywatne i zawodowe. Muszę zaznaczyć, że podeszłam do tematu na poziomie bardzo dużego uogólnienia. Nie jak do narzędzia. I każde z zasad opracowałam do własnych potrzeb:

1. Praca zespołowa
2. Komunikacja
3. Efektywne wykorzystanie zasobów i eliminowanie marnotrawstwa (strat)
4.Ciągłe doskonalenie

Opis i rozwinięcie poszczególnych punktów będą osobnymi postami ze względu na obszerność treści i konieczność analizy. W wielu sytuacjach - moje rozwiązania nie są najlepsze, może ktoś się nie będzie zgadzał, a może będzie lepszy pomysł?

Teraz stojąc już z perspektywy czasu, widzę etapy jakie przechodziłam. Dzięki wprowadzeniu zasad Leanu osiągnęłam jakiś zadowalający poziom zorganizowania, metod działania, funkcjonowania, tak by oszczędzać czas i zwiększać efektywność pracy. Minimalizm otworzył oczy na to co jest ważne, mniej ważne i zbędne. Nauczyłam się panować nad zachciankami, chcieć mniej, być więcej. Te dwa ideologiczne filary zaczęły się uzupełniać. 

Polecam: króciutka książka, napisana w bardzo przejrzysty sposób, dla osób chcących poznać co to jest Lean - "TO JEST LEAN Rozwiązując paradoks efektywności"  Niklas Modig & Par Ahlstrom.





12:42

Minimalistyczna torba do szpitala

Minimalistyczna torba do szpitala


torba do szpitala






Lista rzeczy do szpitala dla mamy i dziecka. 
Można kupić ogromną ilość rzeczy za mnóstwo pieniędzy. Tylko po co. Na oddziale spotykałam matki z walizkami jak na wyjazd 2 tygodniowy. Zmieściłam się w małą walizkę plus siatkę z pieluchami i 3l wody.To co najważniejsze musisz mieć ze sobą znajdziesz poniżej. Zawsze warto sprawdzić czym dysponuje i co zapewnia szpital.
Byłam przygotowana ogółnie - paznokcie, nawilżenie ciała czy umyte zrobione włosy. Daje to lepsze samopoczucie w szpitalnej rzeczywistości i zapewnia pewność siebie, kiedy biega się w pidżamie z kroplami potu na czole (a może jeszcze z jakimś balonikiem;)) Do niektórych wymienionych przedmiotów, podaję nazwę firmy, ze względu na trudności jakie miałam z wyborem ich przy zakupie. Teraz zostały one przetestowane, więc mogę polecać. Cenię i zależy mi na maksymalnej jakości przy najbardziej rozsądnej cenie.
Gdybym miała pakować się jeszcze raz zrobiłabym to tak:
Mama:
- dokumenty (karta ciąży, dowód osobisty)
- jakiś rozweselacz - wzięłam na tablecie ulubione odcinki "Friends" (miedzy skurczami śmiałam się do łez) - ale można się obejść.
- koszule nocne x3 (jedna do porodu, polecam ciemną i krótką oraz tanią - nawet jak się wypierze, nie chce się jej już używać, dwie przystosowane do karmienia, bawełniane)
- szlafrok krótki i nie gruby - też można się obejść
- japonki pod prysznic
- kapcie
- biustonosze do karmienia, ale bez fiżbin. Kupiłam takie 2 packi w H&M i używałam je do końca karmienia. Bardzo polecam.
- majtki jednorazowe x2 opakowania
- podkłady poporodowe x 1 opakowanie
- podpaski extra chłonne x 2 opakowania
- ręcznik mały nie jasny
- płyn szare mydło "Biały Jeleń"
- szczoteczka, pasta, płyn do płukania ust - małe pojemności
- szampon - mała pojemność
- krem fluid i maskara do rzęs
- laktator (pomagał przygotować brodawkę i ściągnąć trudny tłusty pokarm - pierwsze 10-20 ml)- używałam tylko Avent i byłam bardzo zadowolona. 
- Bephanten maść do smarowanie pupki i brodawek 
- nakładki sylikonowe na brodawki (stosowane co któreś karmienie, ratują przed pękaniem, zakrztuszaniem się przy pełnej piersi, na początku trzeba wykonać parę prób z dzieckiem, żeby się nauczyło) - Avent polecam
- poduszka typu kura np. La Millou - warto ze względu na wygodę przy karmieniu. Plecy nie bolą. Być może jest to fanaberia, zgodzę się. Ale ułatwia te piękne, ale bolesne początki macierzyństwa.
- podkłady na łóżko - komfort, że nie zabrudzimy pościeli - polecam Babydream z Rossman.

Dziecko:
- pampersy - opakowanie 42 sztuk rozmiar 1
- chusteczki
- pieluszki tetrowe x2 
- rzeczy na wyjście plus odzież wierzchnia

Coś do jedzenia. Przyda się:)

Proszę, CHECK LISTA do pobrania TUTAJ.

A zdjęcie nie moje, a Edy, której bardzo dziękuję.

05:49

Zakasanie rękawów. Czyli jak zabrałam się do pracy.

Zakasanie rękawów. Czyli jak zabrałam się do pracy.

organizacja pracy minimalizm


Opis działań jest z perspektywy czasu, bo zaczęłam będąc w 8 miesiącu ciąży. Teraz moja córka ma już 8 miesięcy. OK, ale co i jak.

Po przeczytaniu tych paru książek o których wspomniałam w pierwszym poście (tutaj) nabrałam przekonania, że minimalizm to jest to narzędzie, którego tak długo szukałam. Gdzieś po omacku błądziłam stosując od czasu do czasu pewne zasady, ale to nie było to. Teraz stanęłam przed poważnym problemem jakim był totalny brak miejsca w 46 metrowym mieszkaniu i jakimś zbiegiem okoliczności znalazłam to czego potrzebowałam. Będę mamą minimalistką - poczułam, że jest to w zgodzie z moją naturą. 
Nie trudno chyba sobie wyobrazić mój entuzjazm i zaangażowanie (motywacja miała pełne 7 miesięcy i prawie 2 kg). Na kartce zapisałam plan czym po kolei się zajmę.

1. Dokumenty
2. Pamiątki, zdjęcia i bibeloty
3. Ubrania i buty
4. Książki
5. Kwiaty
6. Akcesoria kuchenne

1. Dokumenty

Zaczęłam od moim zdaniem najbardziej żmudnego tematu. Najbardziej niewdzięcznego i trudnego do zdecydowania co dalej z tym zrobić. Miałam 4 kartony materiałów ze studiów i kursów, które bałam się wyrzucić ze względu na ich treść, której to kiedyś będę mogła potrzebować. Nie ma się co oszukiwać. Nie wrócę do tego, prędzej te ksera zbutwieją w jakiejś piwnicy. Do śmieci! Radykalnie, ale efektywnie. Następnie musiałam przejrzeć wszystkie umowy, rachunki, paragony, gwarancje, kartki karteczki i notesy które miały jeszcze czyste strony. Przy wyrzucaniu rzeczy trzeba sprawdzać czy są zniszczone dane osobowe. 
Kontener na papier pod blokiem był pełny.

2. Pamiątki, zdjęcia i bibeloty

Ta kategoria była druga w kolejności bo bałam się od niej zacząć. 
Pamiątki po bliskich, którzy odeszli zawsze utwierdzały mnie w przekonaniu, że zapewnią mi pamieć o nich. Że przecież nie można wyrzucić takich rzeczy. Ile jeszcze takich pamiątek nieprzydajek uzbieram i gdzie je mam trzymać? Kolejne to rzeczy z dzieciństwa (mam ich niewiele, większość nadal ma moja mama lub młodsze siostry). Postanowiłam, że wszystko czego nie używam lub nie zdobi mojego mieszkania oddam, sprzedam lub wyrzucę. Przyznam, serce bolało mocno, ale zdanie "Nie potrzebujesz tych przedmiotów, aby o kimś pamiętać i wspominać go." dodało otuchy. Zostawiłam apaszkę i figurkę aniołka po Chrzestnej, medalik z łańcuszkiem po babci, ręcznie robiony obrus po cioci. Z dzieciństwa zachowałam pamiętnik z wpisami kolegów i koleżanek.
Zdjęcia - tutaj mówię o przestrzeni komputerowej. Zawsze miałam w miarę posortowane zdjęcia w folderach i albumy na 2-3 lata ze zdjęciami pamiątkowymi w liczbie 2-10 z ważnych dla mnie wydarzeń. Nie było trudno. Ale już od tego momentu nie zapisuję zdjęć na dysku, ale wszystko udostępniane jest chmurze Google. Spotkałam się z opinią, że nie należy tak robić by zachować resztki prywatności przed siecią, ale wydaje mi się, że i tak przed tym nie ucieknę.
Bibeloty. Biżuteria. Srebro i złoto w którym nie chodzę, było zdekompletowane lub zniszczone oddałam na skup tych surowców. Pieniądze odłożyłam na wyprawkę dla dziecka. Guziki, gadżety, reklamy, niepiszące długopisy, spinacze, wszystkie te pierdoły, które trzymamy w szufladach wylądowały w śmietniku.

3. Ubrania

Nie żartuję. Oddałam, wyrzuciłam lub sprzedałam wszystkie ciuchy, kurtki, płaszcze i buty w których nie chodziłam przez rok lub były zużyte. W pewnym momencie mój mąż myślał, że nic mi już nie zostanie i że chyba wpadłam  w jakąś manię. Widząc jak wiele moje działania mają sens, sam trochę przewietrzył szafę. Nie tak drastycznie, ale zawsze. Jemu nic nie wyrzuciłam, może czasem namawiałam do oddania zbyt obcisłego garnituru, ale sam decydował co robi ze swoimi rzeczami. Wydaje mi się, że jest to po prostu fair. Po porządkach w garderobie zyskaliśmy werandę z miejscem na wózek, 2 półki  i szufladę w 2 metrowej szafie PAX oraz szuflady pod łóżkiem, które do dnia dzisiejszego są jeszcze puste. Bez poszerzania ścian znalazłam miejsce na wyprawkę i rzeczy dziecka. 

4. Książki

Ile osób tyle opinii. Zgadzam się w 100% z Kasią Kędzierską, która pisze o tym na swoim blogu, książce. Z całej biblioteczki pozostały książki, które w najbliższym czasie mam plan przeczytać, te z  dedykacjami, książki męża, książki kucharskie i albumy. 2 półki.

5. Kwiaty

Miałam ofiarowane na różne okazje ok. 20 sztuk storczyków. Zostawiłam najpiękniejsze 3 okazy plus paprotkę.

6. Akcesoria kuchenne

Kubki, filiżanki, pojemniki, których nie używam lub ich po prostu nie lubię wyrzuciłam. Przejrzałam pod kątem przydatności suchą spożywkę, przetwory, garnki, deski. Przejrzało i znalazło się miejsce na laktator, pojemniki na mleko, butelki i przyszłe słoiczki. 

Jest pięknie, ale zawsze jak siadam na kanapie to myślę sobie ... co by tu jeszcze uprościć. I o tym znów następnym razem.



11:15

Kto na pewno znajdzie coś siebie?

Kto na pewno znajdzie coś siebie?


kto znajdzie coś dla siebie


Myślę, że znajdzie coś dla siebie ktoś, kto:

- zastanawia się czy minimalizm jest dla niego. Jak wyglądała moja droga do dnia dzisiejszego, co udało mi się osiągnąć, czy aby ten gloryfikowany "spokój ducha" jest tak na serio?
- jest mamą, która przygotowuje się na przyjście dzieciątka lub ma malucha na rękach, a chyba wiadomo, że wtedy od czasu do czasu potrzebny jest pozytywny kop energetyczny;
- potrzebuje, tak jak ja motywacji. Motywacja, samozaparcie, "branie byka za rogi" przyda się przy nawet przyjemnych czynnościach, które z biegiem czasu nabierają monotonii i po prostu się nie chce. Praca, dom, obiad, zakupy, praca, dom, dzieci, zakupy, kolacja... Można z uśmiechem na ustach;
- chce by jego dom był czysty, rzeczy miały swoje miejsce, obiad był ugotowany wszystko niewielkim poświęceniem czasowym, a przy użyciu kilku trików;
- potrzebuje zdrowych (bo dla mnie to ogromnie ważne) pomysłów kulinarnych z prostych dostępnych składników, w nowych odsłonach;
- czasami potrzebuje inspiracji by poczytać dobrą książkę, wybrać film czy serial (przyznaję się - lubię;P);

OK. To plan ramowy działania mam. W kolejnym poście zacznę chyba od paru słów o sobie i zmianach jakich dokonałam czyli moje wzloty i upadki z narzędziem jakim jest minimalizm.
Bo MINIMALIZM stał się nie filozofią a narzędziem, którym wciąż uczę się posługiwać.


Copyright © 2016 PoProstuMniej , Blogger